Candy Tint Balm SLEEK
Lubię wyprzedaże. A ostatnio bardzo lubię też produkty do ust. Więc kiedy w jednym z marketów trafiłam na tint balm od sleek-a postanowiłam od razu go sprawdzić.
Na szczęście wybór był dosyć spory, więc udało mi się zdobyć odcień w którym wiem, że będę się dobrze czuła.
Bardzo lubię produkty do ust zwane tint'ami. Mam kilka w swoich zapasach, ale każdy z nich ma formę półpłynną. Ze sleekiem jest inaczej. Tutaj mamy sztyft jak przy klasycznej szmince. Czarne, zgrabne opakowanie i w środku wysuwany tradycyjnie produkt. Skusiłam się na odcień cherry drop, bo wydał mi się on odpowiedni do stosowania na co dzień. I muszę przyznać, że to był strzał w 10! ponieważ bardzo dobrze się w nim czuje. Nie przeszkadza mi nawet lekki efekt połysku- tinty które posiadam po zaschnięciu matowieją. Myślę nawet, że w produkcie sleeka nazwanie go tintem jest troszkę na wyrost.
Candy tint balm utrzymuje się na ustach przyzwoicie długo. Nie jest to kosmetyk z górnej półki od którego wymagamy współpracy przez długi czas po pomalowaniu, jednak jako błyszczyk-zawsze-pod-ręką radzi sobie świetnie.
Jest tylko jeden minus. O tyle dziwny, że przy pierwszym kontakcie wydaje się plusem. Chodzi mianowicie o zapach. Pachnie pięknie, słodko i przyjemnie. Niestety ta intensywność nie ulatnia się na ustach, a momentami mam wrażenie, ze jest wręcz przeciwnie. Jest to męczące, bo chcąc się chociażby napić czujemy chemiczny, perfumowany posmak w buzi. Niestety to trochę ogranicza mnie w stosowaniu. Z racji tego, ze tint bardzo mi się podoba poszłam na kompromis- używam go przy okazji wyjścia z domu uprzednio porządnie się nawadniając. A przed jakakolwiek konsumpcją dokładnie ścieram go z ust i później na nowo nakładam. Myślę jednak, że przez ten aspekt nasza miłość nie będzie trwała wiecznie i w niedługim czasie zastąpię ten produkt czymś innym.
Na szczęście wybór był dosyć spory, więc udało mi się zdobyć odcień w którym wiem, że będę się dobrze czuła.
Bardzo lubię produkty do ust zwane tint'ami. Mam kilka w swoich zapasach, ale każdy z nich ma formę półpłynną. Ze sleekiem jest inaczej. Tutaj mamy sztyft jak przy klasycznej szmince. Czarne, zgrabne opakowanie i w środku wysuwany tradycyjnie produkt. Skusiłam się na odcień cherry drop, bo wydał mi się on odpowiedni do stosowania na co dzień. I muszę przyznać, że to był strzał w 10! ponieważ bardzo dobrze się w nim czuje. Nie przeszkadza mi nawet lekki efekt połysku- tinty które posiadam po zaschnięciu matowieją. Myślę nawet, że w produkcie sleeka nazwanie go tintem jest troszkę na wyrost.
Candy tint balm utrzymuje się na ustach przyzwoicie długo. Nie jest to kosmetyk z górnej półki od którego wymagamy współpracy przez długi czas po pomalowaniu, jednak jako błyszczyk-zawsze-pod-ręką radzi sobie świetnie.
Jest tylko jeden minus. O tyle dziwny, że przy pierwszym kontakcie wydaje się plusem. Chodzi mianowicie o zapach. Pachnie pięknie, słodko i przyjemnie. Niestety ta intensywność nie ulatnia się na ustach, a momentami mam wrażenie, ze jest wręcz przeciwnie. Jest to męczące, bo chcąc się chociażby napić czujemy chemiczny, perfumowany posmak w buzi. Niestety to trochę ogranicza mnie w stosowaniu. Z racji tego, ze tint bardzo mi się podoba poszłam na kompromis- używam go przy okazji wyjścia z domu uprzednio porządnie się nawadniając. A przed jakakolwiek konsumpcją dokładnie ścieram go z ust i później na nowo nakładam. Myślę jednak, że przez ten aspekt nasza miłość nie będzie trwała wiecznie i w niedługim czasie zastąpię ten produkt czymś innym.
A Wy znacie tint od sleeka? Czy w ogóle mamy na sali fanki tego typu kosmetyków? :)
A ja dziś pierwszy raz w życiu kupilam tint ale wlasnie w plynnej postaci :P Jestem bardzo zestresowana by go użyć bo slyszalam, że można sobie takimi plynnymi zrobić krzywde :P
OdpowiedzUsuńSzkoda, że pozostawia taki chemiczny posmak w ustach :/ nie lubię tego...
OdpowiedzUsuńKolorek ładny i fajnie prezentuje się na ustach. Szkoda, że z jej zapachem nie jest tak fajnie.
OdpowiedzUsuńTrwałość no i ten subtelny kolor mnie do niej przekonują :)
OdpowiedzUsuńMogłabyś kliknąć w linki w poście TUTAJ ? Dzięki ;*
Lubię takie delikatnie barwiące pomadki! Świetne rozwiązanie na cały dzień poza domem, kiedy nie mamy ochoty martwić się czy mocno kryjąca pomadka wciąż dobrze wygląda na ustach :)
OdpowiedzUsuńŁadny kolorek, wygląda naturalnie :)
OdpowiedzUsuńopakowanie ma super a kolorek mazidła ładny:)
OdpowiedzUsuńCudny kolor :-) Dla mnie na ustach mógłby być tak żywy jak w opakowaniu ;-)
OdpowiedzUsuńWygląda pięknie. Chętnie kupiłabym jakąś krwistą czerwień!
OdpowiedzUsuńBardzo ładny kolorek. Ze Sleeka mam tylko cienie, które są bardzo dobre ;)
OdpowiedzUsuńJaki delikatny kolorek :) Ja zdecydowanie lepiej czuję się w krwistoczerwonych odcieniach, ale to kwestia gustu. Ja z tintami jakoś nie mam dużego doświadczenia, jakoś nie lubię eksperymentować z kosmetykami, pozostaję wierna moim perełkom :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i w wolnej chwili zapraszam do siebie: http://nelcziik.blogspot.com/
+ obserwuję :)
Nigdy nie używałam :) Ładny kolor :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o czymś takim. Świetnie ,że o tym napisałaś :)
OdpowiedzUsuńBędę Ci bardzo wdzięczna,jeśli klikniesz w reklamy na moim blogu :)
Zapraszam http://natalie-forever.blogspot.com
ŁAdny kolor !
OdpowiedzUsuńNie znam tego produktu, ale mam produkt z MaxFactor, który daje całkiem podobny efekt, w sam raz do stosowania na co dzień ;)
OdpowiedzUsuńKolorek przepiękny! Szkoda tylko, ze tak " powala " zapachem :D
OdpowiedzUsuńTę firmę ubóstwiam za wspaniały jedwab do włosów, ale widzę że produkty do ust są też całkiem spoko, ten kolor obłędny 😍
OdpowiedzUsuńKolorek całkiem ładny :)
OdpowiedzUsuńMiałam go bardzo go lubiłam. A moja Nelusia sprytnie mi podkradała:)
OdpowiedzUsuń