Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włosy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włosy. Pokaż wszystkie posty
My Super Hero - Mydło Aleppo

My Super Hero - Mydło Aleppo


Urlop urlopem, ale kiedyś trzeba wrócić.
Podczas pobytu w Polsce zaopatrzyłam się oczywiście w kilka ulubionych kosmetyków rodzimych marek. Prym jak zwykle wiedzie Sylveco. Ale zanim przyjdę do Was z moim nowym hitem od nich, to chciałabym krótko przedstawić mojego ulubieńca z którym od kilku lat się nie rozstaję.

Dawno temu nie przykładałam wielkiej wagi do mydeł. Ot, kosmetyczny must have domu do mycia rąk. Wszystko się zmieniło, kiedy zostałam przekonana do zakupu mydła Aleppo. Szukałam ratunku dla mojej problematycznej cery, więc chwytałam się wszystkiego co możliwe. I tym razem trafiłam bezbłędnie.




W swojej przygodzie z Aleppo miałam okazję wypróbować mydła o stężeniu 10%, 20% i 40%. Zatrzymałam się na tej środkowej wartości, ponieważ z mydła korzystam nie tylko ja, ale cała moja rodzina.
Pierwszym zamówionym przeze mnie mydłem było to o stężeniu 40%. Wyczytałam, ze to idealna wartość dla skóry z problemami. I faktycznie sprawdziło się świetnie. Zdecydowanie pomogło w mojej walce o zdrową, piękną cerę. W pewnym momencie moje problemy zaczęły znikać. Nie twierdzę, że to tylko pomoc mydła, bo równocześnie stosowałam również inne pomocne w tej walce kosmetyki. Ale na pewno Aleppo miało swój duży wkład.
Po tym sukcesie postanowiłam wypróbować mydło na swojej córce. AZS i do tego rogowacenie. Jednak w tym przypadku wybrałam mniejsze stężenie. I tutaj również ta próba okazała się sukcesem. Aleppo poradziło sobie z problemami skórnymi, a w duecie z porządnym nawilżeniem odniosło oczekiwany skutek.

Niestety 10% okazało się zbyt małym stężeniem, dla mojej skóry, więc postawiłam na 20%. Była to równowaga między tym czego potrzebuje skóra moja i mojej córki. Tutaj do grona zadowolonych użytkowników dołączył mój mąż z problemami przesuszającej się skóry i AZS. Cała trójka w zasadzie z różnymi problemami i ich różnym nasileniem znalazła w tym mydle coś dla siebie. I to powinna być najlepsza rekomendacja.



Podsumowując: jeśli masz problemy z trądzikiem, suchą skórą, albo chcesz wspomóc leczenie przy atopowym zapaleniu skóry, rogowaceniu czy łuszczycy to z powodzeniem możesz stosować to mydło. Jeśli problemów nie masz to i tak nadal polecam Aleppo, tylko w mniejszym stężeniu.
Jeżeli swoją przygodę z mydłem dopiero zaczynasz to lepiej spróbować z mniejszą zawartością oleju laurowego, chociaż ja sama wystartowałam z większym stężeniem i u mnie okazało się to dobrym wyborem.
Zastosowań mydło ma też sporo: codzienna pielęgnacja twarzy i całego ciała, szampon do włosów (najlepiej pozostawić na skórze głowy przez kilka minut), demakijaż i maseczka (zagotować wodę, zestawić, dodać płatki mydła, mieszać do całkowitego rozpuszczenia i przelać do szklanej butelki; im więcej płatków tym konsystencja bardziej gęsta, a co za tym idzie lepiej nadaje się na maseczki), pianka do golenia- uwielbiam go w tej wersji ;-)

Cena zachęca. Ja za swoje płacę ok 30 zł, ale biorąc pod uwagę ilość użytkowników i zastosowań, a także to na ile czasu starcza to świetna oferta.

Znacie to mydło? A może stawiacie na inne mydła w swojej codziennej pielęgnacji?
Mój hit: Olejek z drzewa herbacianego

Mój hit: Olejek z drzewa herbacianego

Czy warto inwestować w naturalne kosmetyki, półprodukty? Pewnie, że warto. Przede wszystkim dlatego, że to inwestycja warta swojej ceny. Ba, są nawet takie rzeczy za które zapłaciłabym o wiele więcej, byle tylko znalazły się w mojej łazience. I o jednym z takich kosmetyków chciałabym dziś napisać. Olejek z drzewa herbacianego.


Kilka miesięcy temu zaopatrzyłam się w takowy z The Body Shop (recenzja) jednak cena i skład go trochę przekreśliły. Jakie było moje zdziwienie, gdy trafiłam w jednym  z popularnych marketów czysty olejek. Za całego funta (5 złotych to nie majątek przy takiej wydajności!). Od tej pory z olejkiem się nie rozstaję. Mam dla niego trzy szczególne zastosowania, które sprawiają, że w mojej łazience jest niezastąpiony.

Numer 1.
Ulubiony szampon i 3-5 kropal dodanych do porcji. Masuje skórę głowy, na chwilę zostawiam i spłukuję jak zwykle. Dzięki temu zabiegowi włosy są lżejsze i mam wrażenie, że dłużej zachowują "świeżość". Do tego ma świetne działanie w walce z przesuszoną skórą głowy, czy łupieżem. A jako bonus podobno (sama jeszcze nie odczułam) olejek ten przyspiesza wzrost włosów, stymulując krążenie krwi. Grzech nie próbować.

Numer 2.
Kropelka olejku na wypryski, Kiedy tylko pojawia się niechciany gość traktuje go kropelka olejku bezpośrednio na nim. Radzi sobie świetnie. Nie powiem, że w ciągu nocy problem znika, ale zdecydowanie przyspiesz proces gojenia. Z intensywnością i bolesnością niechcianego gościa również sobie radzi. W takich sytuacjach warto go mieć zawsze pod ręką :)

Numer 3.
2-3 kropelki dodane do ulubionego kremu na dzień. Przyjemnie chłodzi i działa jak wyżej, tylko w mniejszym stopniu. Szczególnie dla osób, które myślą, że z trądzikiem wygrają tylko za pomocą dedykowanych temu problemowi kosmetykom. Na własnej skórze przekonałam się, że podstawa to nawilżanie. Dobrze nawilżona skóra nie robi problemów. Olejek dodany od czasu do czasu może zachować w nas poczucie, że jednak "jakoś walczymy". Chociaż powtarzam - nawilżanie najlepszą drogą do wygranej ;)


Olejek z drzewa herbacianego ma również mnóstwo innych zastosowań. Walka z grzybicą, redukowanie nieprzyjemnych zapachów ze zużytych pieluszek, czy walka ze świądem po ugryzieniu owada. To tylko jedne z wielu zastawań. Jak widać warto go mieć zawsze w domu.

Znacie ten olejek eteryczny? A może macie innych ulubieńców?
Ikoo do zadań specjalnych

Ikoo do zadań specjalnych

Zawsze marzyłam o długich, gładkich i idealnie prostych włosach. Jednak moje marzenia w tym temacie nie zostały spełnione. W zamian dostałam grube, gęste i nijak podatne na układanie włosy. I od lat z nimi walczę.
Tym razem nie będę Wam zachwalała super kosmetyku do zadań specjalnych. Nie pomogę w wyborze super odżywki, olejku czy szamponu który zdziała cuda. Nie w tym wpisie ;) Dziś chciałam skupić się na gadżecie którego nie może zabraknąć w domu żadnej z nas.


Szczotka do włosów.
Kiedyś wybór był prostszy. Szłam do sklepu, brałam tradycyjną szczotkę i podchodziłam do kasy. Później przerzuciłam się na te z Avonu. Aż w końcu w moje ręce wpadł Tangle Teezer. Był zdecydowanie lepszą opcją niż tradycyjne szczotki, a dzięki tworzywu z jakiego był zrobiony czyszczenie go było marzeniem. Jednak żeby nie było zbyt pięknie TT słabo radził sobie z gęstszymi włosami i czesanie odbywało się na duże raty. Po pewnym czasie porzuciłam go dla tradycyjnej szczotki marki Kent, jednak utrzymanie jej w czystości doprowadzało mnie do szału. Zaczęłam korzystać z drewnianego grzebienia, aż w końcu wróciłam do innego modelu TT.




I tak by ta historia się skończyła, gdyby nie to że podczas buszowania w jednej z internetowych drogerii w oczy wpadła mi szczotka Ikoo. Już sam jej wygląd przykuł moją uwagę, błyszczące elementy to to, co lubi niemal każda kobieta. Informacja o masażu głowy kupiła mnie stuprocentowo. Wiedziałam, co czynię. Czesanie włosów, kiedy przy okazji coś drapie mnie po głowie ... świetne uczucie. TT był zdecydowanie delikatniejszy. Ba, on miał nawet problemy z dotarciem do skóry głowy.
Ząbki bardzo przypominają te u konkurencji, opcja długi-krótki również zdaje tu egzamin. Jednak to Ikoo wygodniej trzyma mi się w ręku, mimo wyprofilowania w szczotkach Tanglee. Ikoo są wąskie, przez co świetnie dopasowują się do dłoni. I czesanie nimi to bajka! Radzi sobie nawet z mokrymi włosami, które zazwyczaj zostawiałam do zupełnego wyschnięcia żeby nie robić im krzywdy szarpaniem na mokro. Teraz szarpania nie ma, włosy za to są idealnie rozczesane i bez efektu siana.




Ikoo kosztuje 50 zł. Dużo i nie dużo. Oczywiście można kupić zwykłą tańszą szczotkę, ale tutaj komfort jest nieporównywalny. No i dochodzi kwestia higieny. Uwierzcie, że te plastikowe szczotki przez bezproblemowe czyszczenie mogą posłużyć zdecydowanie dłużej niż ich problematyczne, tańsze konkurentki.

Czy Wy również przykładacie wagę do tego, czym czeszecie swoje włosy? A może macie swoich ulubieńców?

OGX Szampon z mleczkiem kokosowym

OGX Szampon z mleczkiem kokosowym

Właśnie przed chwilą dokonałam czegoś, co w moim przypadku jest niemożliwe- zobaczyłam dno w butelce szamponu. Postanowiłam od razu podzielić się z Wami tą informacją,bo uwierzcie, że jeśli widzę dno w kosmetyku to musi być miłość ;) Tym razem moje uczucia skierowałam w stronę szamponu Organix z mleczkiem kokosowym. Kupowany na szybko, przez kilka tygodni na prawdę umilał mi czas podczas tej rutynowej czynności jaka jest mycie głowy. Moje włosy też nie narzekają, bo w sumie na co?


Skład szamponu jest całkiem niezły, mamy tutaj niewiele substancji konserwujących za to dużo substancji odżywczych, gdzie oczywiście na pierwszy plan wychodzi kokos, który znajduje się wysoko w składzie. Zapach występujący na samym końcu, co też jest dla mnie bardzo dobrym znakiem, bo szampon pachnie pięknie i mam podpowiedź, że to prosto "z natury", a nie z próbówki.
Pieni się nieźle, jest tym samym na prawdę wydajny (sodium c14-16 olefin sullfonate i cocamidopropyl hydroxysultaine niemal na samym początku listy składników). Przez te dwa aspekty organoleptyczne korzystanie z niego staje się przyjemnością.
Oprócz oleju kokosowego w składzie znajdziemy również olej z nasion krokosza (zmiękcza, wygładza, tworzy warstwę uniemożliwiająca odparowywaniu wody), panthenol (kondycjonuje, pogrubia, oraz nawilża włosy, dodaje blasku i ułatwia rozczesywanie), czy proteiny mleka (funkcja zmiękczająca, nawilżająca i wygładzająca). Jestem na prawdę mile zaskoczona, ze w drogerii można znaleźć coś, co prezentuje się na prawdę całkiem przyzwoicie.




Wizualnie prezentuje się bardzo ładnie. Urocza buteleczka, zamknięcie na klik i przyjazna środowisku. Wszystko na plus. 385 ml w Rossmanie kosztuje 35 zł, ale nie uważam tego za wysoką cenę jak za tak wydajny produkt.

Po użyciu szamponu moje włosy są miłe, miękkie i sypkie, a ja bardzo ten efekt lubię. Niestety mimo całych ochów nad składnikami, muszę przyznać że bez późniejszego wspomagacza grzebień z moimi włosami niespecjalnie chce współpracować.
Podczas kilkutygodniowego używania tylko raz musiałam odpuścić używanie, ponieważ skóra mojej głowy bardzo się wysuszyła- jednak mogę zgonić to również na karb zmiany wody. Po peelingu i naturalnym nawilżeniu masłem shea wróciłam do OGX i wszystko wróciło do normy, a ja więcej takich przygód nie miałam.
Jak wspominałam na początku dziś skończyła się moja buteleczka. Czy kupię następną? Z miłą chęcią, jednak pozytywnie zaskoczona tą firmą chciałabym spróbować również innych wersji.

Znacie firmę Organix? Korzystałyście z ich produktów? Jesteście fankami "dobrych składów", czy lubicie w swojej pielęgnacji silikony?
Do higieny intymnej? Nie sądzę!

Do higieny intymnej? Nie sądzę!

Kiedy zaczęłam interesować się kosmetykami, szukałam ideałów w każdej kategorii. Aż w końcu przyszedł czas na higienę intymną. Niestety wszystkie kosmetyki na L, F, czy I okazały się kompletnie nie dla mnie. A to podrażnienia, a to skład nie taki jak chciałam. Pewnego dnia trafiłam na peany na temat rossmanowsskiego płynu Facelle.


Na początku był skład. I to taki, któremu ja - samozwańczy domowy ekspert - nie mogłam się oprzeć. Stałam przed półką i studiowałam z telefonem w ręku poszczególne składniki zawarte w każdym rodzaju Facelle. Każdy z produktów, tuż za łagodnymi składnikami myjącymi posiadał kwas mlekowy, czyli LacticAcid. Płyny mogły poszczycić się również obecnością silnie nawilżającej urei, czy regenerującej allantoiny. Moi dwaj ulubieńcy dodatkowo posiadają ekstrakt z awokado i rumianku (sensitive), oraz ekstrakt aloesowy (aloe vera). Zero parabenów, czy PEGów. Dla tak wrażliwych okolic jak intymne taki skład to marzenie.

Sensitive
AloeVera

Używałam płynów jakiś czas, nieświadoma jakie skarby trzymam pod prysznicem. Ale szybko koleżanki zaczęły mnie uświadamiać. Jedna wspomniała o myciu włosów, inna mówiła o myciu twarzy. Na początku miałam opory no bo jak to tak. Aż pewnego dnia skończył mi się żel pod prysznic. Chcąc nie chcąc użyłam Facelle i nic mi się nie stało. Moja skóra miała się całkiem nieźle. Byłam pozytywnie zaskoczone. Kolejny krok - mycie włosów. Warto tu wspomnieć, że serine w składzie to nic innego jak środek kondycjonujący do włosów. Po umyciu moje włosy nienaładowane toną silikonów aż skrzypiały czystością. Miałam mały problem z rozczesywaniem, ale to u mnie nic nowego, więc przymknęłam oko na tą małą niedogodność. A jak to było z myciem twarzy? W pewnym okresie miałam zdecydowanie nasilone problemy z cerą i potrzebowałam czegoś innego, łagodnego. Po pozytywnych doświadczeniach z poprzednimi zastosowaniami skusiłam się na użycie facelle jako żelu do mycia twarzy. I to też okazało się strzałem w dziesiątkę. Było delikatnie, czysto, bez podrażnień i zapychania.
Aktualnie do tej listy dodałam jeszcze mycie gąbeczek i pędzli do makijażu. W tej roli także radzi sobie znakomicie!



Patrząc na ten niepozorny płyn nie widzimy nic specjalnego. Zwykła biała butelka z naklejoną kolorową etykietą. Ale trzeba poznać, żeby odkryć jakie skarby kryje.
Buteleczka jest zamykana na klik co sprawia mi lekki problem z dozowaniem, zawsze wylewam za dużo. Jednak biorąc pod uwagę to, że stosuję facelle do całego ciała, to chyba słowo za dużo nie powinno istnieć. Po za tym cena jest tak przystępna, że nie jest aż tak bardzo szkoda tej kropli więcej. W regularnej cenie płyn dostaniemy za ok 5zł, na promocjach można upolować go jeszcze taniej.
Jeszcze nie przekonałam? Argument z pakowaniem na pewno podziała. Więc wyobraźcie sobie jeden jedyny kosmetyk wielozadaniowy w Waszej wakacyjnej walizce i mnóstwo miejsca na letnie kreacje. Rozwiązanie idealne ;-)


Czy znacie płyn facelle i jego zastosowania? A może macie jakiś inny wielozadaniowy kosmetyk, obowiązkowy w Waszej kosmetyczce?


Beach Blonde nie tylko dla blondynek

Beach Blonde nie tylko dla blondynek

Od bardzo dawna szukam szamponu idealnego. Próbowałam wielu drogeryjnych, naturalnych, dziecięcych. I albo jestem wymagającą konsumentką, albo moje włosy są zdecydowanie uparte i wymagające.


Korzystając z promocji w jednym z marketów zaopatrzyłam się w markę Johna Friedy. I tak stalam się posiadaczką szamponu oczyszczającego, oraz maski nawilżającej. Co mnie skusiło? Bynajmniej nie nazwa, bo nigdy wcześniej nie przewijała sie przy okazji moich poszukiwań. Skusił mnie "mint" wskazany drobnym druczkiem na butelce. Jestem fanką wszystkiego co miętowe, więc MUSIAŁAM sprawdzić ten szampon. Dopatrzyłam na półce też maskę, więc i ona wylądowała w moim koszyku. Trzeci produkt to spray rozjaśniający, ale ten czeka na sprawdzenie i zajmę się nim innym razem ;)

Tego samego dnia postanowiłam sprawdzić nowe nabytki. I tu pierwsze zaskoczenie - zapach. Nie jest to słodka, kosmetyczna mięta. Ja poczułam miętę prosto z ogródka babci. Zapach utrzymywał sie dosyć długo po umyciu. I muszę dodać, że szampon prócz genialnego zapachu spełnia swoją powinność. Pierwszy raz miałam do czynienia z szamponem oczyszczającym i tu kolejne zaskoczenie. Czułam różnicę! Włosy były lżejsze, jakby bardziej sypkie, o ile można tak powiedzieć o mokrych włosach. W poszukiwaniach ideału nie ustaję, ale teraz chociaż wiem mniej więcej czego szukam. Na pewno przed kolejnym zakupem wykończę moją miętową buteleczkę - jeśli starczy mi cierpliwości, bo szampon jest dosyć wydajny.

Nigdy nie byłam fanką masek do włosów. Odzywek do spłukiwania w sumie też, bo nigdy nie miałam na nie czasu. Aż do chwili kiedy trafiłam na metodę odwróconą - najpierw odżywianie włosów, później mycie skóry głowy. Dlatego skusiłam się na maskę. I wcale nie żałuję. Na chwile obecną włosy myję na dwa sposoby, tradycyjny i odwrócony. Wszystko zależy od czasu i planów na kolejny dzień.
Maskę pokochałam miłością bezgraniczną za to co robi z moimi włosami. Uwielbiam efekt sypkości, co jest ciężkie do uzyskania przy moich gęstych włosach. Kocham wygładzenie, jakie daje. No i znów ten zapach. Wakacje na wsi. Nigdy nie myślałam, że polubię się tak z produktem tego typu.




BONUS





Dla wzmocnienia efektu zadbanych włosów do maski dodaje kilka kropel keratyny. Dodatkowo nawilża i wygładza. Zresztą jest to produkt uniwersalny, który tak samo skutecznie działa na włosy jak i paznokcie. Należy tylko uważać z ilością, bo przeproteinowanie włosów przynosi zupełnie odwrotny skutek! Przed dodaniem do jakiejkolwiek odżywki, szamponu, czy maski należy zajrzeć w skład :)



Znacie markę John Frieda? A może macie swój ideał? Chętnie sprawdzę, bo jak pisałam - ja swojego wciąż szukam ;)
Copyright © 2014 what's on your mind? , Blogger