Dollish CC od Lioele
Jakiś czas temu zostałam wciągnięta w wir fascynacji kosmetykami koreańskimi. Moja toaletka powoli się nimi zapełnia, a ja z radością sprawdzam każdą nowość.
Niedawno dostałam swoją stosunkowo krótko wyczekiwaną przesyłkę z pierwszym w życiu kremem CC. Planowo zamierzałam zaopatrzyć się w Misshę, lub Skin79 jednak staneło na Dollish od Lioele. Skusiły mnie opinie i polecenie od osoby z cerą podobną do mojej, czyli problematyczną. Już od razu mogę powiedzieć - nie zapycha, a moja skóra ma się całkiem nieźle.
Pierwsze wrażenie
Kiedy pierwszy raz wycisnęłam trochę kremu na rękę, byłam w szoku. Jak biała maź z drobinkami niczym z peelingu może zakryć drobne niedoskonałości i przebarwienia? Szybko jednak przekonałam się, że efekty z katalogowych zdjęć wcale nie są zakłamane.
Kremik idealnie się wpasowuje w moją skórę. Pozostawia ja miękką i miłą w dotyku, jednak o większym nawilżeniu raczej mowy nie ma. Niestety, momentami widzę przebłyski różowych tonów, co trochę zmniejsza mój zachwyt. Ratuje mnie w tym puder transparentny Jadwiga (swoją drogą skład jest na prawdę w porządku i szczerze polecam!), Przyznam, ze liczyłam na Dollish jako na filtr przeciwsłoneczny na co dzień i na warunki miejskie (SPF34), Oczekiwałam że nałożę go na twarz nawet w pośpiechu i wyjdę z domu. Miał być też szybką alternatywą dla minerałów. Jednak jest światełko w tunelu, Mam wrażenie, że mniejsza ilość kremu nie nadaje skórze dziwnej różowej poświaty, Jest nadzieja, że w końcu się dotrzemy.
Jak z trwałością? Moim zdaniem jest nieźle. W ekstremalnie wysokich temperaturach nie był sprawdzany, ale zaraz po ćwiczeniach moja twarz nadal nie wyglądała najgorzej. Ciężko mi odpowiedzieć na pytanie, właśnie przez idealne stopienie się kremu ze skórą. Nawet jeśli się ściera, a ja tego nie widzę, to pozostawia po sobie dobre wrażenie ;)
Podsumowując
W 99% koreańskiego ideału będę szukała dalej. Nie żałuję zakupu, ale nie spodziewam się tu długiej przyjaźni. Chyba, że Dollish się zdecyduje i oprócz idealnego koloru nabierze też odpowiedniego odcienia ;)
Czy znacie jakieś warte polecenia koreańskie BB/CC? A może macie swój sposób na opisywany "różowy" przypadek?
To może faktycznie wypróbuj ten BB Orange, o którym pisałam ;-) Może on będzie bliższy ideału ;-)
OdpowiedzUsuńmyślę, że gorzej nie będzie ;) więc nic do stracenia
UsuńTestuję właśnie sporo próbek tego typu kremów BB i na razie faktycznie, tak jak koleżanka wyżej, mogę polecić BB Orange od Skin79, ale mnie niestety chyba zapycha. Albo różowy też był całkiem, całkiem.
OdpowiedzUsuńU mnie lepiej sprawdził się Lioele w wersji BB niż CC, ale BB z kolei nierównomiernie i dziwnie schodził z twarzy dość szybko. :(
Przetestowałam też już kremy Dr. G. i one mają najlepsze składy - prawdziwe BB pełne mnóstwa substancji aktywnych, tyle że mają ciężkie i bardzo tępe wykończenie. :/ Kryją całkiem dobrze i mają bardzo ziemiste kolory. :)
Teraz zostały mi jeszcze kremy Holiki - może Ty któregoś próbowałaś? :)
o, widzisz, Dr. G też mi polecano,a le całkiem mi umkneło. muszę zrobić rozeznanie w takim razie, co będzie dla mnie lepsze. informacja o zapychaniu przez skin79 nie kusi :(
Usuńz holika holika póki co tylko maseczki z serii juice. jestem zadowolona ;)
ja na razie skutecznie opieram się tej fali na fascynację kosmetykami koreańskimi :)
OdpowiedzUsuńja dłuuuugo też się opierałam, aż kupiłam sekrety urody ;) i stwierdziłam, że muszę to sprawdzić. tym bardziej, że moja pielęgnacja wyglądała podobnie, ale nie uzyskiwałam takich efektów jak opisywane w książce
UsuńKoreańskich kosmetyków nie miałam jeszcze :)
OdpowiedzUsuńja też całkiem niedawno zaczęłam tą przygodę, ale już wiem, że chyba nie poddam się tej modzie w 100% ;)
UsuńOd dawna marzę o jakimś koreańskim kosmetyku jednak zawsze szaleję w stacjonarnych drogeriach i zakup zagraniczny odkładam na później :)
OdpowiedzUsuńNie znam tego kremu, ale puder owszem :)
OdpowiedzUsuń